Nadzieja wciąż żyje. SV Elversberg wciąż może marzyć, a 1. FC Heidenheim odzyskał wiarę. Sensacja z drugiej Bundesligi, pochodząca z Kraju Saary, była już niemal jedną nogą w elicie. Tymczasem zespół z Bundesligi niebezpiecznie zbliżył się do spadku. Ale potem nastąpił zwrot akcji. Przed rewanżowym meczem barażowym w poniedziałek (20:30, transmisja w Sat.1 i Sky) wszystko jest jeszcze możliwe. Spotkanie, które początkowo wydawało się konfrontacją dwóch „kopciuszków”, przerodziło się w dramat najwyższej klasy. Kto zagra w przyszłym sezonie w Bundeslidze? Po remisie 2:2 w pierwszym starciu „El Dorfico”, druga część zapowiada się jako emocjonujący finał.
Jeszcze więcej napięcia już się nie da
„To będzie absolutny finał” – stwierdził kapitan Heidenheimu, Patrick Mainka. Więcej „albo wszystko, albo nic” już nie da się sobie wyobrazić. Piłkarze ze Szwabii muszą teraz dobrze się zregenerować i porządnie wyspać – zauważył lider defensywy. Po czwartkowym widowisku z pewnością im się to przyda.
Trener FCH Frank Schmidt mówił o „szalonym meczu”. „To było ciągłe w tę i z powrotem” – dodał jego odpowiednik z Elversbergu, Horst Steffen. Po 90 minutach pełnych napięcia, wszystko zaczyna się od nowa. SVE w drodze do możliwego piłkarskiego cudu ma atut własnego boiska, natomiast Heidenheim – po skutecznej pogoni – może liczyć na przewagę mentalną.
Prowadzenie nie wystarczyło
Przed meczem drużyna z 3. miejsca w 2. Bundeslidze zapewne podpisałaby się pod remisem. Po prowadzeniu 2:0 do przerwy – już raczej nie. „Jestem zadowolony z tej pozycji wyjściowej” – powiedział trener Steffen, choć jego ton nie brzmiał do końca przekonująco. „Mogliśmy osiągnąć znacznie więcej” – przyznał pomocnik Elversbergu, Semih Sahin. Wszystko więc zaczyna się „od nowa” – jak trafnie podsumował wieloletni szkoleniowiec Heidenheimu, Schmidt.