Hokeiści Minnesota Wild nie zwalniaj tempa. We wtorkowy wieczór w Grand Casino Arena gospodarze dali prawdziwy popis gry, pokonując Washington Capitals aż 5:0. Było to już piąte zwycięstwo „Dzikusów” z rzędu, które jednocześnie przedłużyło ich imponującą passę punktową na własnym lodzie do trzynastu spotkań. Bohaterami widowiska zostali nie tylko skuteczni napastnicy, ale przede wszystkim Filip Gustavsson, który w bramce był tego dnia nie do przejścia.
Dominacja w ofensywie i przebłysk geniuszu
Choć wynik końcowy sugeruje jednostronne widowisko, mecz długo trzymał w napięciu. Prawdziwy koncert gry dali jednak Władimir Tarasienko i Daniła Jurow – obaj zakończyli spotkanie z dorobkiem trzech punktów kanadyjskich. Ozdobą wieczoru była akcja na 4:0 w trzeciej tercji. Tarasienko przeprowadził indywidualny rajd, efektownie przełożył krążek między nogami, gubiąc obrońcę Rasmusa Sandina, a następnie wyłożył go jak na tacy do Jurowa, który dopełnił formalności strzałem do pustej bramki. Młody napastnik żartował po meczu, że podziękował starszemu koledze, choć wolałby, żeby ten sam ustrzelił hat-tricka. Wynik spotkania ustalił później Matt Boldy precyzyjnym uderzeniem z nadgarstka.
Gustavsson zamurował bramkę
Fundamentem sukcesu Minnesoty była bezbłędna postawa Filipa Gustavssona. Szwedzki golkiper obronił wszystkie 25 strzałów rywali, notując trzecie czyste konto w tym sezonie i czternaste w karierze w NHL. Sam bramkarz po meczu skromnie podkreślał znaczenie formacji specjalnych, zwracając uwagę na skuteczność zarówno w osłabieniu, jak i w przewadze. To istotna zmiana w porównaniu do pierwszego starcia tych drużyn w październiku, kiedy to Capitals wygrali pewnie 5:1. Tym razem role się odwróciły, a Wild zrewanżowali się z nawiązką.
Przełamanie Kaprizowa i siła kolektywu
Ważnym momentem spotkania była bramka na 2:0 zdobyta przez Kiriłła Kaprizowa w drugiej odsłonie. Rosjanin dobił strzał Joela Erikssona Eka podczas gry w przewadze. Trafienie to miało wymiar symboliczny – przed tym meczem Capitals byli jedynym zespołem w lidze, któremu Kaprizow nie strzelił jeszcze gola w swojej karierze NHL.
Warto docenić formę zespołu z Minnesoty, zwłaszcza w obliczu plagi kontuzji. Trener John Hynes musiał radzić sobie bez kilku kluczowych zawodników, w tym Matsa Zuccarello, Marcusa Johanssona czy Jonasa Brodina. Choć do składu po dziewięciu meczach przerwy wrócił Marcus Foligno, to właśnie zmiennicy i kolektyw budują obecną siłę drużyny. Hynes zaznaczył, że sytuacja ta pozwala graczom z drugiego planu budować pewność siebie i udowadniać swoją wartość na lodzie.
Bezradność gości z Waszyngtonu
W obozie Capitals nastroje są zgoła odmienne. Porażka w Minnesocie była ich trzecią przegraną z rzędu i czwartą w ostatnich pięciu występach. Trener gości, Spencer Carbery, przyznał, że choć początek meczu w wykonaniu jego podopiecznych był obiecujący, brak pierwszego gola podciął im skrzydła. Sytuacja posypała się po stracie trzeciej bramki na początku ostatniej tercji, co szkoleniowiec określił mianem „ciosu w plecy”. Bramkarz Charlie Lindgren, mimo 27 interwencji, został w końcówce pozostawiony sam sobie przez kolegów z pola. Napastnik Dylan Strome gorzko podsumował, że zespół nie potrafił wykrzesać z siebie energii, by odwrócić losy spotkania, zostawiając swojego golkipera na pastwę losu.